Biegła w kierunku sali w której leżał. Nogi odmawiały jej posłuszeństwa. Otworzyła z rozmachem wielkie, białe drzwi i wbiegła do środka. Na łóżku leżał jej Draco. Jego klatka piersiowa była owinięta bandażem. Rękę od różdżki miał złamaną w kilku miejscach. Złapała za jego zimną dłoń.
- Co oni Ci zrobili? - szepnęła i rozpłakała się, ucałowała jego dłoń i oparła o nią swoją głowę. - Przecież są moimi przyjaciółmi, dlaczego nie zrozumieją tego, że się kochamy?
Hermiona spojrzała na jego bladą twarz. Odgarnęła blond kosmyki jego włosów.
Do pomieszczenia weszła pielęgniarka.
- Panno Granger, pacjent potrzebuje spokoju. Proszę wyjść.
- Tak, oczywiście.
Ostatni raz spojrzała na jego twarz i wyszła z pomieszczenia.
Teleportowała się do domu państwa Potter.
Nie bawiła się w uprzejmości, weszła do pomieszczenia i udała się do kuchni.
- Jesteście z siebie zadowoleni? - spytała z wyrzutem.
- Hermiona to nie tak. - odezwał się Harry.
- Jak mogliście. Byliście moimi najlepszymi przyjaciółmi. Ufałam wam.
- To ta parszywa fretka... - Ron nie dokończył bo poczuł mocne pieczenie na policzku.
- Nigdy więcej nie wtrącajcie się w nie swoje sprawy. - łzy spływały po jej policzkach. - On walczy o życie, a wy tak spokojnie tu siedzicie. To wszystko wasza wina.
- Tak? To w takim razie idź sobie do niego. - powiedział oschle Ron. - Nie potrzebujemy Cię.
- To koniec naszej przyjaźni. - powiedziała po czym została po niej jasna mgiełka.
- Ona ma rację. To wszystko nasza wina. - odezwał się Harry.
- Sama wybrała.
- Czasami zastanawiam się czy ty na prawdę masz mózg.
- O co Ci chodzi? - spytał Rudy.
- Nigdy nie mogłeś się pogodzić z tym, że ona nie odwzajemniła twojego uczucia. Ze też dałem się namówić na ten twój kretyński plan.
- Mam rozumieć, że jesteś po jej stronie? Okej jak chcesz oboje jesteście siebie warci. - warknął i teleportował się do Nory.
Brunet przetarł dłonią swoją twarz i usiadł na krześle.
***
Minął tydzień odkąd Draco trafił do Munga. Hermiona siedziała przy nim praktycznie cały czas. Powoli traciła nadzieję, że jej chłopak się obudzi.
To właśnie dzisiaj blondyn miał zostać odłączony od maszyny podtrzymującej jego funkcje życiowe.
- Nie możesz mnie tu zostawić. - szepnęła. - Kocham Cię, kocham i nie przeżyje bez Ciebie. Mieliśmy wziąć ślub. Pamiętasz jak zaczęliśmy się tak naprawdę poznawać? Wylałeś na mnie kawę, a ja byłam strasznie zła na Ciebie.
Kobieta poczuła słaby ucisk na swojej dłoni i po chwili leżący mężczyzna otworzył swoje oczy.
- Herm. - szepnął.
- Jestem tu. - odpowiedziała i rozpłakała się. - Już wszystko będzie dobrze.
I miała rację. Wszystko było dobrze. Wzięli skromny ślub. A po dwóch latach dorobili się dwóch pociech. Dwóch synów. Drewa i Scorpiusa.
Ta dwójka była kopią swojego ojca. Jak i z wyglądu tak z charakteru. Wszyscy byli szczęśliwi bo mieli siebie.
- Co oni Ci zrobili? - szepnęła i rozpłakała się, ucałowała jego dłoń i oparła o nią swoją głowę. - Przecież są moimi przyjaciółmi, dlaczego nie zrozumieją tego, że się kochamy?
Hermiona spojrzała na jego bladą twarz. Odgarnęła blond kosmyki jego włosów.
Do pomieszczenia weszła pielęgniarka.
- Panno Granger, pacjent potrzebuje spokoju. Proszę wyjść.
- Tak, oczywiście.
Ostatni raz spojrzała na jego twarz i wyszła z pomieszczenia.
Teleportowała się do domu państwa Potter.
Nie bawiła się w uprzejmości, weszła do pomieszczenia i udała się do kuchni.
- Jesteście z siebie zadowoleni? - spytała z wyrzutem.
- Hermiona to nie tak. - odezwał się Harry.
- Jak mogliście. Byliście moimi najlepszymi przyjaciółmi. Ufałam wam.
- To ta parszywa fretka... - Ron nie dokończył bo poczuł mocne pieczenie na policzku.
- Nigdy więcej nie wtrącajcie się w nie swoje sprawy. - łzy spływały po jej policzkach. - On walczy o życie, a wy tak spokojnie tu siedzicie. To wszystko wasza wina.
- Tak? To w takim razie idź sobie do niego. - powiedział oschle Ron. - Nie potrzebujemy Cię.
- To koniec naszej przyjaźni. - powiedziała po czym została po niej jasna mgiełka.
- Ona ma rację. To wszystko nasza wina. - odezwał się Harry.
- Sama wybrała.
- Czasami zastanawiam się czy ty na prawdę masz mózg.
- O co Ci chodzi? - spytał Rudy.
- Nigdy nie mogłeś się pogodzić z tym, że ona nie odwzajemniła twojego uczucia. Ze też dałem się namówić na ten twój kretyński plan.
- Mam rozumieć, że jesteś po jej stronie? Okej jak chcesz oboje jesteście siebie warci. - warknął i teleportował się do Nory.
Brunet przetarł dłonią swoją twarz i usiadł na krześle.
***
Minął tydzień odkąd Draco trafił do Munga. Hermiona siedziała przy nim praktycznie cały czas. Powoli traciła nadzieję, że jej chłopak się obudzi.
To właśnie dzisiaj blondyn miał zostać odłączony od maszyny podtrzymującej jego funkcje życiowe.
- Nie możesz mnie tu zostawić. - szepnęła. - Kocham Cię, kocham i nie przeżyje bez Ciebie. Mieliśmy wziąć ślub. Pamiętasz jak zaczęliśmy się tak naprawdę poznawać? Wylałeś na mnie kawę, a ja byłam strasznie zła na Ciebie.
Kobieta poczuła słaby ucisk na swojej dłoni i po chwili leżący mężczyzna otworzył swoje oczy.
- Herm. - szepnął.
- Jestem tu. - odpowiedziała i rozpłakała się. - Już wszystko będzie dobrze.
I miała rację. Wszystko było dobrze. Wzięli skromny ślub. A po dwóch latach dorobili się dwóch pociech. Dwóch synów. Drewa i Scorpiusa.
Ta dwójka była kopią swojego ojca. Jak i z wyglądu tak z charakteru. Wszyscy byli szczęśliwi bo mieli siebie.
Komentarze
Prześlij komentarz